poniedziałek, 22 lipca 2019

bycie sobą

Psychicznie jestem w takim dole, że musiałabym porównać go do załamania sprzed dwóch (trzech?) lat kiedy trafiłam na doktora K.W. Ścigają mnie koszmarne sny. Kładę się i już się boję, kto tym razem we śnie umrze, kto zdradzi, porzuci, czyje truchło znajdę w przyniesionej przez kuriera paczce. Do tego bóle głowy, bóle stawów, i myśli, że już chyba nie pamiętam dnia, kiedy coś nie boli. Mam wrażenie, że jestem na dnie głębokiej studni i tamże pozoruję prawdziwe życie. Na przykład smażąc konfitury. Lato takie krótkie a takie koszmarnie trudne. Boję się, że za chwilę jesień, zima, odwieczny problem dogrzania i ogrzania się a teraz kiedy mogłoby być dobrze i komfortowo jest po prostu strasznie i źle. W ataku bezsilności, płaczu, histerii rzuciłam ulubionymi miseczkami. Nawet nie umiem nazwać wstydu, jaki wtedy poczułam. I lęku, że i L. w końcu będzie miał dość i podziękuję mi za współpracę. Patrzę bliskim w oczy i czuję, że jestem tylko ciężarem, nie wyobrażam sobie, że w ogóle może być inaczej. Trudno mi być mną. Po prostu. A wewnętrzny głos, wręcz przymusowy jego ton, mówiący "weź się w garść, inni mają trudniej, gorzej" nie ułatwia sprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz