wtorek, 29 stycznia 2019

G. /08 [18-28.01.2019]

Myślę czasem, że mam smutne życie, że słabo zagrałam kartami, które dał mi Los. Wciąż wiążę nadzieję z nadchodzącą wiosną i z tym, że tak naprawdę, to chodzi o brak słońca. Lub może bilans smutków od dłuższego czasu bije na głowę zdarzające się radości.

Wysłuchałam pierwszego tomu trylogii Wspomnienia o przeszłości Ziemi i kontynuuję... ale to książki, o których ciężko jest mi mieć jakieś zdanie. W zakresie podejmowanych zagadnień fizycznych czuję się jak ciele wpatrzone w malowane wrota. W kwestii bohaterów dość ciężko połapać się kto jest kto, przy słabych opisach postaci. Nie zarysowuje się w wyobraźni żaden, a jeśli już, to mglisty obraz. Ale ciekawi mnie fabuła, gdy już łapię o kogo chodzi :) interesujące są obserwacje społeczne/socjologiczne. Może po wysłuchaniu drugiego tomu będę potrafiła określić chociaż, czy mi się podobało :) Na pewno jestem ciekawa, co dalej.
W międzyczasie (praca, br1, br2, mama, tata, tel do synów - i ich kłopoty) staram się wyrwać trochę czasu na "Zabójczą biel". Tu mam pewność, że bardzo lubię bohaterów i żałuję, że zbliżam się do końca powieści.

Zmorą ostatniego tygodnia są wycieraczki samochodowe. Działają kiedy chcą. Gdy pada deszcz/mżawka - wchodzą w stan zniechęcenia i odmawiają współpracy, a po nocy w zimnym garażu działają niemal bez zarzutu... Na czwartek umówiłam się do Serwisu. Co prawda doradca powiedział mi, że lepiej, żeby te wycieraczki nie działały gdy przyjadę - bo na razie znowu wycierają.

piątek, 18 stycznia 2019

G./07 [17-18.01.2019]

Ruszyłam kilka tematów związanych z tatą, tj. ubezwłasnowolnienie i staranie się o miejsce w ośrodku w O. Ta druga sprawa, to pomysł mamy, bo podobno jej będzie wygodniej go odwiedzać. Nie chce mi się z tym dyskutować. DPS w O jest ośrodkiem, w którym duża część pensjonariuszy, to młode osoby chore psychicznie, nadaktywne, ale, że na miejsce trzeba czekać koło roku, to nie ma się czym martwić. Na inny pomysł mamy - żebym zabierała co niedziela ojce ubrania do O. i ona będzie je prała, asertywnie postawiłam się.  W ogóle jestem wkurzona ! Niemal całe moje życie słyszałam na temat ojca same przykre wypowiedzi ze strony mamy... a teraz okazuje się, że był wspierający, dający poczucie bezpieczeństwa, dbający !!!

Odkryłam wczoraj, że dużo lepiej widzę, gdy czytam Zabójczą biel, kiedy książka odsunięta jest od wzroku na odległość ręki :)) 

No i zakochałam się w tych ciastkach. Upiekłam je drugi raz. Chociaż aż mnie za uszami skręca ze słodyczy, to przypomina mi się przesyłka od eM. i czuję się zaopiekowana :*

A tymczasem za oknem...



czwartek, 17 stycznia 2019

G./06 [11-16.01.2019]

W piątek wreszcie udało mi się dotrzeć do fryzjerki. Tym razem zdecydowałam się też na malowanie (wyszedł jasno-rudy-blond). Sama "palę" sobie włosy i wyglądają coraz gorzej. Kosztowało mnie to 135 zł - co jest podobno zacną ceną, za ładnie skróconą i odświeżoną fryzurę. Fryzjerka pożyczyła mi kryminał, w którym (nomen omen) jest m.in. wątek śmierci syna komisarza. Van Veeteren mówi coś takiego, że już raz przeżył tę śmierć, gdy syn omal nie przedawkował. I pomyślałam, że wiem co on czuł, i że takie doświadczenie pozostawia głęboki ślad do końca życia.
Książka okazała się tak wciągająca, że przeczytałam ją przez weekend, po chyba ponad roku wyłącznie audiobooków - w tym roku mam już 3 przesłuchane na koncie. Mocno daje mi w kość coraz gorszy wzrok. Umówiłam się do okulistki. Najbliższy termin - prywatnie - godz 8:45 w połowie lutego ! Gdybym chciała po południu, to w marcu !!!

Siedząc w Sylwestra w Krakowie zamówiłam na stronie BonPrix  cztery ciepłe swetry, w ramach 20% rabatu. W poniedziałek nadeszła wreszcie wyczekiwana paczka. Co by nie gadać, dostępność moich rozmiarów wciąż poprawia mi samopoczucie. I okazuje się, ze owe swetry znakomicie uzupełniają się z Perles de Laique od eM. Mam wrażenie, że po aplikacji wody czuję kamforę, która rozpływa się po dłuższym czasie... ale, zapach kamfory przenosi mnie w czasy dzieciństwa, gdy chorowałam na zapalenie uszu... i cóż, to wrażenie daje mi spokój.

Bez chronologii - myślę, że część silnych przeżyć z zeszłego roku związanych z rodzicami i Ig zlał się we mnie z niedzielnym wydarzeniem. Wieczorem włączyłam telewizor i nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam na pasku TVN24. Nie docierały emocje, czułam oszołomienie... W poniedziałek czekałam na informację ze szpitala o stanie pana Pawła Adamowicza.
Po 14-tej rozmawiałam z Ig przez tel. Siedziałam w aucie na parkingu przed Biedrą. Syn spytał, czy słyszałam, że Adamowicz umarł... i poczułam, że boli mnie serce. Że cała ta sytuacja i okoliczności są tak boleśnie dosłowne, rozerwane, zbezczeszczone serce, centrum miłości i dobra...


piątek, 11 stycznia 2019

eM./04 [11.01.19]

Przez ostatnie trzy dni nie miałam internetu. To znaczy miałam ale nie na komputerze, na którym pisze. A z telefonu strasznie się męczyłam pisząc cokolwiek, tym bardziej że miałam bardzo długie paznokcie. 
Więc obejrzałam (na telefonie - naprawdę nie potrzebuję większego ekranu) dwa seriale. I zaczęłam trzeci. W ciągu dwóch wieczorów obejrzałam "Tu i teraz", produkcję HBO, która idealnie trafiła w mój gust. Dużo gadania, dużo o ludziach, dużo o dysfunkcjach i toksycznych relacjach. No i cudowna Holly Hunter (i nie mniej świetny Tim Robbins). Ale jeden wątek po prostu mnie rozwalił, a już podobieństwo losów jak i całej fizyczności postaci do realnie znanego mi człowieka sprawiało mi wręcz fizyczny ból. To było... trudne. Więc nie wiem, czy polecam:)
Drugi serial kontynuacja "Top of the Lake" w reżyserii Jane Campion, do której mam wielką słabość. To bardzo jej serial, bardzo to czuć. Niezwykle zagrała zarówno Elisabeth Moss, jak i Nicole Kidman. Ta druga to jest moim aktorskim odkryciem ostatnich tygodni:)

Dziś poszłam na paznokcie. Tym razem ciemny, głęboki fiolet. Zaczęłam oglądać "Młodego papieża", i to jest zupełnie inny serial, niż sobie wyobrażałam. Odebrałam G. ze szkoły i wróciliśmy pieszo. Spadł pierwszy tej zimy śnieżek, G. desperacko zbierał tę warstewkę i lepił śnieżną kulę. Ulepił nędzną bo nie bardzo było z czego, i jeszcze nie trafił we mnie, chociaż przyznajmy - powierzchnia do trafienia całkiem spora. Zrobiłam pizzę, spakowałam nas, no i... jutro w drogę. W górach podobno jakieś metry śniegu i zima po pas!

A najważniejsze - przyszedł mail od klienta. Z potwierdzeniem ustalonych terminów płatności i nowym zleceniem. Spokój i błogość otuliły mnie jak najlżejsza, najcieplejsza kołdra.

G./05 [10.01.2018]

Skończyłam słuchać "Szadź". 4/5 książki wg mnie bardzo dobre, końcówka pisana na kolanie.

Rozmawiałam z Ig. Pierwszy raz od 4 tygodni był na dworze, gdy szedł z grupą na muzykoterapię. Niby mała rzecz, a wywołała euforię. Wybrał piosenkę jako "myśl przewodnią" na ten rok. Musiałam dopytać o tę myśl - to jest podobno o miłości :)
Inny pacjent zażyczył sobie "Remedium" - hmy... i ta idea bardzo mi się spodobała.



Wieczorem obejrzałam Dzikie historie. Nie wiem, czy w moich żyłach płynie iberyjska krew, ale wkurw mam w sobie iście hiszpański !

czwartek, 10 stycznia 2019

G./04 [09.01.2019]

Jeden z piękniejszych dni od jakiegoś czasu w tym sensie, że poczułam spokój, który niesie rutyna i powtarzalność. Nie miałam napiętego dnia, po pracy zrobiłam zakupy, wpadłam do mamy. No tak, tu zaliczyłam wkurw, a mam coraz mniej przestrzeni na jej (mamy) fanaberie i zmiany zdania. Cyklicznie powtarza się sytuacja, gdy kupuję coś drogiego ("mega-cudowną" szczotkę, garnki czy ostatnio preparat na porost włosów) po czym ona (mama) przemyśli i pragnie, bym to coś zwróciła, ponieważ - "coś tam z dupy" - rzecz rozjeżdża się z jej wyobrażeniami w zakresie cudowności za tę cenę. Choć to mocny akcent, ale jednak banalny, przyziemny i w sumie bez znaczenia. Preparat dałam D., niech ćwiczy porost :)

Na poczcie udało mi się odebrać decyzję z PFRONu dla ojca. Pomimo, że mieli zastrzeżone wysyłanie listów do mnie, to kto by się tam (w urzędzie) przejmował... Więc wyłącznie dzięki chwilowo dobrej woli, wyjątkowo mendowatej pani w okienku, dostałam list.

Wypłynęło wreszcie na powierzchnię też coś, czego się nie spodziewałam. Dopiero teraz poczułam (strach, pustkę, przerażenie), że to grudniowe zdarzenie mogło zakończyć się zupełnie inaczej. 

środa, 9 stycznia 2019

G./03 [08.01.2019]

Po "Rysie" I. Brejdyganta zaczęłam słuchać Szadź. Spodobał mi się sposób pisania tego pana. Trochę w "Rysie" przeszarżował, ale postanowiłam sprawdzić co jeszcze ma do zaoferowania.

W ramach dbania o siebie, byłam powtórnie na laserze nóg. Jeśli efekt utrzyma się trwale, to będę zachwycona ! Później kosmetyczka zrobiła mi bladoróżową hybrydę i peeling kawitacyjny. Uznałam, że chcę i muszę poświęcić dla siebie trochę pieniędzy i czasu, żeby utrzymywać psychiczny pion.

Wieczorem rozmawiałam z Ig. Powoli i opornie ale dociera w końcu do niego, że ma problem. Odetchnęłam, gdy usłyszałam, że on aż tak chętny na wspólne mieszkanie z Izą nie jest, jak mi się wydawało.

poniedziałek, 7 stycznia 2019

eM./03 [07.01.2019]

Znów pokłóciłam się z mamą. Tym razem wiem, że była to wyłącznie moja wina, niegodziwość i jakaś chora potrzeba wyładowania się. Mogłabym setkę argumentów, że coś tam ale dorośle przyznaję, że to tylko zasłona dymna. Źle mi z tym. 

Długo czytałam "W ogrodzie pamięci". Początkowo nie zachwyciła mnie, nawet zastanawiałam się, czym ta książka zasłużyła na nagrodę Nike? Opisy jakieś suche, mało porywające. A kilkadziesiąt stron dalej... jest oczarowanie. Jeszcze nie zachwyt;) 
Ostatnio sięgam po biografie, sagi rodzinne, chociaż kiedyś nie lubiłam, wydawało mi się, że to babranie w cudzym, prywatnym życiu, osądzanie z perspektywy lat. I chyba w ostatnie święta zrozumiałam dlaczego. G. powiedział, że na wigilii u jego kolegi będzie 15 osób, a my chyba tylu nie znamy. Znamy ale nie na tyle blisko jesteśmy (czy to geograficznie czy emocjonalnie) aby razem zasiąść do Wigilii. Tak, brakuje mi rodzinnych więzów, brakuje mi tej świadomości przynależności do drzewa. I chyba lekturami nadrabiam. Powiedziałam G., że czasem tak jest. Że nie mamy rodzeństwa, że te dalsze więzi nie są tak trwałe. Ale że rodzinę można sobie stworzyć z kręgu ludzi dla nas ważnych. I my taką rodzinę mamy. Gdzieś w mieście O., gdzieś na wiosce G. Tyle, że z racji odległości trudno jest o obecność. Po prostu. A G. skomentował "no taki to los":)

G./02 [07.01.2019]

Zeszły rok rozpoczęłam książką "Mechaniczna pomarańcza" a zakończyłam "Wojną w blasku dnia". Idiotyzmem jest doszukiwanie się sprawczości takich wyboru i  ich wpływu na moje życie, lecz wydają mi się nawet nie symboliczne, a dosłowne.

Z pewnością sukcesem życia ! jest przesłuchanie 68 !!! audiobooków - od stycznia do końca grudnia. Małą porażką, że w wersji papierowej nie przebrnęłam nawet przez cienkie "Homo Faber" czy "Jestem bratem NN".

Przez ostatnie lata weszło mi w nawyk szukanie drobiazgów, które cieszą :) i wczoraj było to oślepiające słońce, które wreszcie przebiło się przez szare chmury.

niedziela, 6 stycznia 2019

G./01 [06.01.2019]

Nowy Rok powitałam na krakowskim rynku, wśród tłumów obcych ludzi i zupełnie nie robiącego wrażenia pokazu laserów. Stuknęliśmy się z D. miniaturkami prosecco życząc sobie, by ten rok był po prostu lepszy. I mam wielką nadzieję, że tak będzie.



sobota, 5 stycznia 2019

eM./02 [05.01.2019]

Nigdy nie robiłam postanowień noworocznych chociaż od kilku lat mam dwa marzenia: być na bieżąco ze sprawami urzędowymi i schudnąć do satysfakcjonującego mnie rozmiaru 40. Cóż... z pierwszym to raczej się nie uda, wręcz jestem przekonana, że do końca życia - nieistotne jak długie ono będzie - zawsze już ścigać mnie będą sprawy ze spółek. Z drugim - tu mogę tylko ciężko westchnąć, bo staram się trzymać w ryzach ale nie udaje się, po prostu tyję bo... (tu sporo przyczyn ale najważniejszą jest mój delikatny metabolizm, który lubi małe porcje i często - a ja wręcz przeciwnie - lubię dużą porcję dwa razy dziennie i najlepiej wieczorem).
Zatem w tym roku poczyniłam aż dwa postanowienia. Oba książkowe. 
Pierwsze - przeczytać minimum jedną książkę w tygodniu (wliczając w to audiobooki)
Drugie - do minimum ograniczyć książkowe zakupy. Zatem - zapisałam się do biblioteki. Uwiódł mnie (nie, wcale nie bibliotekarz!) komputerowy system rezerwacji, i ta cała otoczka, że powiadomienie o dostępności na maila, pokazuje ilu ludzi ma książkę zarezerwowaną, itp. No to niemal jak zakupy! Tylko jeszcze przymus czytania, bo książka pożyczona na trzydzieści dni i nie będzie czekać na święte nigdy. Przy pierwszej wizycie wypożyczyłam cztery książki. Szczęśliwa bo dwie z nich są z mojej, jakże szerokiej, listy "do kupienia". Więc mam plan czytelniczy na najbliższe dni:

Czy muszę dodawać, że jak tylko przyszłam do domu to rzuciłam się do systemu bibliotecznego, żeby zarezerwować książki, których (z mędzącym dzieckiem u boku) nie udało mi się odszukać na półkach? I... tadam! nie mam pojęcia dlaczego, ale system nie chce mnie zalogować. Foch jak stąd do biblioteki! 

piątek, 4 stycznia 2019

eM./01 [04.01.2019]

Weszłam na stronę bloggera i pomyślałam: jak to? nowy rok? i tak bezblogowo? jak to? bez wentyla dla zmilczeń? bez tej kartki białej, czekającej na zapisanie? bez wirtualnego notatnika? Nie, tyle lat jakiś blog zawsze mi towarzyszył, więc... no... musiałam. Nowy blog - to silniejsze ode mnie:)
Słoik na "szczęśliwe karteczki" był cudowny. Był bo w pewnym momencie stał się zbyt wymagający, głośno przypominał, że trzeba systematycznie i regularnie a to wybitnie nie idzie w parze z moimi możliwościami czy potrzebami. Więc pomyślałam, że jakiś nieregularnik? okazjonalnik? przestrzeń dla myśli, które o czwartej nad ranem muszą być zapisane? Wszystkie nazwy, wokół których krążył mój pomysł były już zajęte. Ta została. Z milczenia. Zmilczenia. Jak z potrzeby wyrzucenia, zachwycenia, zapamiętania, podzielenia się.
A ja? Ja w tej przestrzeni nie lubię być samotna. Nawet nie o odbiorców w liczbie mnogiej chodzi, bo od lat moje zapiski kieruję do siebie i do G. Więc niech G. w wolnej chwili chlapnie tu atramentem. Jeśli zechce. To miejsce jest z mojej potrzeby wypisania się, ale i z potrzeby przeczytania co u Ciebie, i potrzeby podzielenia się tym, co u mnie:)
Amen.