czwartek, 22 sierpnia 2019

G./28 [10.07.2019-22.08.2019]

16 lipca umarł mój tata. Nie wiem, czy wciąż to nie dociera do mnie, czy wiele minionych miesięcy odchodzenia, gdy choroby go zabierały, robią swoje. Nie ma go świadomego pewnie ze 3 lata, może pożegnanie rozpoczęło się już wcześniej... Musiałam się spiąć i przy wsparciu przyjaciół ogarnąć sprawy organizacyjne, a tryb zadaniowy nie pomaga w konfrontacji z emocjami.

Po raz ósmy pojechałam na warsztaty Akademii Życia. Spotkałam ludzi patrzących, słuchających, uwrażliwionych oraz pierdolniętych :) ale tak bywa w tego typu sytuacjach, nie z każdym musi mi być po drodze. Wylałam wiele łez, ale to akurat nie było żadnym zaskoczeniem. Spędziłam tydzień z synem nr 2, przez co czułam, że te 7 dni, to za mało... Wieczór pożegnalny zwieńczony upominkami od organizatorów zaowocował u mnie kamieniem z runą berkano; cyt. "Sprzyja odrodzeniu duszy, okrywa tajemnica to, co potrzebuje ochronyBerkano to cykl narodzin, śmierci i odrodzenia. Ze wszystkich run ma największą moc regeneracji, odmładzania i detoksykacji. Jest to runa macierzyństwa i stanowi gotowe łono do rodzenia dzieci i ochrony jeszcze nienarodzonych. To cisza, tajemnica i bezpieczeństwo, ale również uzależnienie. Rozbudza dojrzałość i cierpliwość przy pielęgnowaniu dzieci. To symbol ufnego i pełnego miłości dziecka. Berkano uczy umiejętności stworzenia cichej przestrzeni w magicznym akcie stworzenia, w całkowitej tajemnicy i ukryciu, bez ogłaszania i przechwalania się swoimi możliwościami. Ta umiejętność jest magiczna, wymaga wielkiej pokory i jest godną pozazdroszczenia mocą ukrytą w każdej kobiecie." 
I chyba bardzo uwierzyłam w tę runiczną moc, bo po powrocie do domu zaczęłam sprzątać, umyłam dawno nie odświeżane okno w kuchni, samodzielnie wymieniłam rolety, wykupiłam i stosuję dietę, poszłam na zajęcia taneczne... Może wreszcie zajęłam się własnym życiem ?!

W tym roku - to pewne - już pobiłam swój rekord książkowy (głównie audiobookowy).
Za mną:
"W imię natury" Jędrzeja Piesierskiego; - jest potencjał
"Nielegalni" Vincenta V. Severskiego; - raczej nic więcej
"Komu bije dzwon" Ernesta Hemingwaya; - musiałam się w końcu zmierzyć, jednak rozczarowanie
"Osiemnaście stopni poniżej zera" Stefana Ahnhema; - pisarz w formie
"W cieniu prawa" Remigiusza Mroza; - ech...
"Rana" Wojciecha Chmielarza; -  lepiej
"Kamieniarz" Camilla Lackberg - z zaskoczeniem - bardzo dobrze !!!
"Ofiara losu" Camilla Lackberg. - jw.

poniedziałek, 22 lipca 2019

bycie sobą

Psychicznie jestem w takim dole, że musiałabym porównać go do załamania sprzed dwóch (trzech?) lat kiedy trafiłam na doktora K.W. Ścigają mnie koszmarne sny. Kładę się i już się boję, kto tym razem we śnie umrze, kto zdradzi, porzuci, czyje truchło znajdę w przyniesionej przez kuriera paczce. Do tego bóle głowy, bóle stawów, i myśli, że już chyba nie pamiętam dnia, kiedy coś nie boli. Mam wrażenie, że jestem na dnie głębokiej studni i tamże pozoruję prawdziwe życie. Na przykład smażąc konfitury. Lato takie krótkie a takie koszmarnie trudne. Boję się, że za chwilę jesień, zima, odwieczny problem dogrzania i ogrzania się a teraz kiedy mogłoby być dobrze i komfortowo jest po prostu strasznie i źle. W ataku bezsilności, płaczu, histerii rzuciłam ulubionymi miseczkami. Nawet nie umiem nazwać wstydu, jaki wtedy poczułam. I lęku, że i L. w końcu będzie miał dość i podziękuję mi za współpracę. Patrzę bliskim w oczy i czuję, że jestem tylko ciężarem, nie wyobrażam sobie, że w ogóle może być inaczej. Trudno mi być mną. Po prostu. A wewnętrzny głos, wręcz przymusowy jego ton, mówiący "weź się w garść, inni mają trudniej, gorzej" nie ułatwia sprawy.

wtorek, 9 lipca 2019

G./27 [19.06.2019-09.07.2019]

Książki (audiobooki):
"Nóż", "Prowincja pełna marzeń", "Księga jesiennych demonów", "Zbrodnia i kara", "Paragraf 22"

"Nóż" - im więcej czasu mija, tym bardziej przechodzi mi złość i chyba po prostu cieszę się, że HH przeżył i czekam co dalej.
"Prowincja pełna marzeń" - z uwagi na niewielką odległość i coś w rodzaju sentymentu do Mrągowa postanowiłam wysłuchać. I dałam radę... tylko po co ? Nie chciałam się pastwić nad autorka, oceniłam książkę jako beznadziejną, a tak głupiej, trudnej, małostkowo-wrednej bohaterki dawno nie spotkałam.
"Księga jesiennych demonów" - tak, opowiadania :) Lubię Grzędowicza i tym razem też nie zawiodłam się.
"Zbrodnia i kara" - pewnie coś to znaczy, że kibicowałam Raskolnikowowi i miałam nadzieję, że wywinie się od kary. No ale to żaden spojler, że sprawiedliwości stało się zadość, a cierpienie zbudowało i uszlachetniło bohatera. Drugie podejście zakończone sukcesem i uznaniem dla klasyki :)
"Paragraf 22" - po 1/4 książki musiałam zacząć słuchać od początku, ponieważ nie mogłam powiązać postaci, miejsca i ogólnie sensu. Potem poszło już dobrze i mam wielką ochotę obejrzeń serial ! Okres II ws nie należy do moich ulubionych, w dużej części powieści absurdalność życia i radzenia sobie (w sensie lekkości) amerykańskich żołnierzy jest wręcz niewiarygodna, ale to pozory. Wyziera momentami prawdziwa, upiorna wojna, może przez to tym bardziej dotkliwa.

Seriale:
"Żona idealna", "Teoria wielkiego podrywu"
Na sezonie szóstym "Zony..." utknęłam i obawiam się, że straciłam zainteresowanie.
"TWP" - ostatni sezon. Skończyłam oglądać wczoraj. Podobają mi się podomykane wątki i czuję żal, że to koniec, a to bardzo ładna, akustyczna wersja finałowa.


Z przyjemności :) spełniło się jedno z moich marzeń. Mam wielkie łóżko (160x220). Nie jest co prawda nówka-sztuka, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Dostałam je po ulubionej kuzynce D. (tak b ulubionej, że nawet byli wspólnie na weselu). Niemniej, materac jest wygodny i mogę spać w poprzek ! :)


wtorek, 18 czerwca 2019

G./26 [24.05.2019-18.06.2019]

Kolejne tygodnie mijają, jakby osaczył mnie złodziej czasu. Mam wrażenie, że im jestem starsza, tym szybciej upływają nie tylko dni, ale całe miesiące, trwonione to tu, to tam z uczuciem, że wciąż aspiruję do "prawdziwego życia" - tj do jakiegoś złudzenia najwyraźniej nieosiągalnego.
Miałam 4 dni dobrego urlopu, załatwiłam kilka odkładanych spraw: zamówiłam okulary, byłam u kosmetyczki i fryzjerki, złożyłam wniosek o nowy dowód rejestracyjny, bo w aktualnym nie ma już miejsc na badania techniczne (cóż, wolałabym wymienić samochód, ale o tym sza ! żeby obecny się nie obraził i w ramach dezaprobaty nie zaszwankował).

Od trzech tygodni wdrażam nowy styl życia: dietę ketogeniczną. Jak na razie efektów wagowych ujemnych brak, dodatnich zresztą też (to na szczęście). Mam aplikację Samsung Health, która bardzo poprawia mi samopoczucie, gdyż chwali mnie, jak do tej pory nikt za to, że zrobię 6 tys kroków lub, że się wyśpię :)

Syn nr1 znienacka zjechał do domu z planem pisania pracy dyplomowej, podjęcia psychoterapii... ale po 3 tygodniach mu przeszło i wrócił podbijać Europę Zachodnią.

Przesłuchałam "Martwą strefę" (tak sobie), "Mężczyznę, który gonił swój cień" (5 tom Millennium - ech, bez życia ta książka, kompletnie literacko niespójna z pierwszą częścią), Igłę (filmu nie oglądałam, książka bardzo dobra, w szczególności ujęła mnie cudownie napisana scena łóżkowa :) oraz "Zabić drozda" (zaczęłam słuchać po raz 3 i okazało się, że nic nie pamiętam ! Tym razem wciągnęłam się szybko i bardzo mi się podobała), więc sięgnęłam po "Idź, postaw wartownika" (ku wielkiemu zaskoczeniu najbardziej poruszyła mnie właśnie ta ostatnia książka, ponieważ przypomniało mi się jak sama dotkliwie odczułam, że mój wyidealizowany ojciec spadł z cokołu Boga, jak dramatyczna była zeszłoroczna rozmowa z moim starszym synem. Poczułam, że taka opowieść może być prawdziwa, że może nastąpić w życiu młodego człowieka przełom, kiedy musi tego Boga potraktować irracjonalnie, zdeptać, by dojrzeć lub chociaż zacząć dojrzewać...).  Aktualnie męczę Świat miniony (zostało mi 1,5 h do końca - i dobrze. to raczej literatura dla wielbicieli Cixin Liu czy Peter`a Watts`a - czyli nie dla mnie).
Z seriali kończę 6 sezon "Żony idealnej" i już zaczynam się bać pustki, bo wkrótce finał.

A chyba codziennie ogródek wbija mnie w dumę i wywołuje radość. Że jest !




czwartek, 23 maja 2019

G./25 [24.04.2019-23.05.2019]

Pełen miesiąc.
Maj w pełni.
Podłoga na tarasie zapełnia mi się kwiatami. Wszystkie pelargonie ze strychu zostały zniesione. Wykryłam szkodnika w wysianych przeze mnie kobeach ! Donice zagęszczam roślinnymi przerywnikami: werbeną, bakopą, komarnicą, lobelią, niedośpianem. Wtykam w ziemię cebulki szczawików.

Najbardziej emocjonalny w minionym czasie był wyjazd do Kr. Sama pojechałam do G. pod Łodzią. Nocowałam u Il. Trasa z domu do G. okazała się zaskakująco łatwa. Jeszcze przed wjazdem na Via Baliticę poczułam atak paniki...ale później była już tylko prosta, szeroka szosa.
W Kr spotkałam się na oddziale z psycholożką. Wyłożyłam swoje obawy dotyczące Ig i jego życiowych pomysłów. Te 3 dni były dla mnie trudne. Nie akceptuję rzeczywistości pt: życie to ciągłe zmiany i zasklepiam się w stanie wyczekiwania, otulam w depresji, żeby przeczekać... tylko co przeczekać, życie ? Wyjeżdżałam ze łzami w oczach, ze strachem trzymającym mnie za gardło, ze złością. że toczy się inaczej, niż ja chcę. Widzę jak infantylnie brzmi to ostatnie zdanie, ale stoi za nim bezradność.
Zdecydowałam się iść na terapię. Zeszłam z leków, bo problemy nie zniknęły :) a czuję się wystarczająco silna na konfrontację.
Po dwóch spotkaniach wnioski są następujące: jeśli potrzebuję, mam codziennie kupować lub robić sobie coś słodkiego, ale starać się ograniczać ilość. Wkurwy wyłapywać i urealniać ich poziom adekwatnie do przyczyny. Celebrować przyjemności, dostrzegać i podkręcać doznania :) a nadmiar emocji uwalniać pisząc !

Wkurwy były... na mamę i na An.
Z mamą poradziłam sobie. Z An... hmy... czas pokaże. Fakt, że praca stanowi dla mnie ostoję, daje poczucie bezpieczeństwa. Kolejny fakt jest taki, że moje dobre chęci brukują piekło, że ho ! Nie umiem udzielać porad, po prostu do tego się nie nadaję i powinnam nauczyć się odmawiać. A ponieważ nie postawiłam granicy w czas, to teraz do zabicia komara użyłam bomby atomowej... Tak sobie myślę (mam nadzieję), że w dwóch br i na etacie nie "trzymają mnie" z powodu sympatii.

Przesłuchałam 3 i 4 tom Millennium. 3 w porządku, 4 - czuć innego autora, postaci nijakie, dałam radę jedynie na zasadzie ciekawości, co dalej. Ale za 5 niezbyt mam ochotę się brać.
Kolejno - "Lot nad kukułczym gniazdem" - kiedyś czytała i dobrze, bo po 18 latach w formie audiobooka odebrałam jakoś płasko i trudno. Teraz kończę Kotkę i generała. To taka książka, którą po skończeniu dobrze byłoby zacząć słuchać od początku. Mam mieszane uczucia, ponieważ strasznie długo (ponad 50%) wątki to rozrzucone puzzle, które kumulują się w jednym, rzeczywiście dramatycznym i bardzo mocnym momencie, by później spadł poziom i nawet nie wiem, czy aż tak interesuje mnie finał... Dosłucham, mam nadzieję, że zmienię zdanie.
Obejrzałam Już nie żyjesz i jestem w trakcie drugiego sezonu Żony idealnej. Obydwa seriale wygrywają ze wszystkimi alternatywami wieczornymi.

Z rzeczy: D bazując na tylko sobie znanych powodach kupił dla mnie nową walizkę (chciałam pożyczyć od niego torbę) oraz telefon galaxy s5. Cóż jest idealnym exem ;)

wtorek, 7 maja 2019

meh:/

...i kolejne podejście do tabletek przeciwbólowych i przeciwzapalnych. Trzecie w tym roku? Tym razem ból z barku promieniuje aż do nadgarstka, w drugą stronę aż do ucha, a mam też wrażenie że obejmuje ciasną obręczą skronie. Myśli skoncentrowane na tym, żeby wreszcie przywrócić bezbolesną mobilność ręki i szyi. Dodatkowo ból obejmuje też stłuczony kilka lat temu łokieć. Kiedyś przytrafiało się raz na kilka lat, później raz na kilka miesięcy. Teraz właściwie częściej boli niż nie boli. I pomyśleć, że dwa dni temu tak bardzo zachwycało mnie życie...

środa, 24 kwietnia 2019

G./24 [08-23.04.2019]

9 kwietnia zważyłam się i zrobiło mi się strasznie smutno. Który to już raz mam zacząć tę walkę z wiatrakami ? Nie znajduję sposobu, metody, żeby zrównoważyć realne potrzeby mojego ciała z emocjonalnym zapotrzebowaniem umysłu. Wyniosłam wagę z łazienki, żeby zważyć się ponownie za miesiąc i zobaczyć co wyjdzie z jedzenia samych zup.

Na nic zdał się mój upór i brak zgody na zamieszkanie Iz z Ig w Kr. Na każą kłodę rzuconą pod nogi następnego dnia znajdują rozwiązanie, a ja szczególnie upierdliwa być nie potrafię. Spasowałam trochę z powodu ich zaangażowania i myślę sobie, że do września 4 miesiące. Niech pomieszkają razem i zobaczą, że na dłuższą metę problemy nie znikną w czarodziejski sposób i w dalszym ciągu trzeba będzie się z nimi mierzyć. Być może wsparcie, które sobie dadzą będzie pomocne.

Na święta nie robiłam nic !
W piątek wieczorem odebrałam Ig z dworca.
W sobotę pojechaliśmy ze święconką. Po powrocie do domu zrobiłam domowe burgery i pączki z wiśniami. Mega !!!  W międzyczasie Ig z D pocięli gałęzie, które pozostały po tulipanowcu. Były tak ciężkie i grube, że sama nie dałam rady ich ruszyć. Okazało się, że na weekend majowy D ma już plany - wyjeżdża z kuzynką do Gdańska. Myślałam, że pojedziemy do Kr zobaczyć nowe mieszkanie Ig, zawieziemy mu trochę garów i kuchennych sprzętów. Zrobiło mi się bardzo przykro... ale z drugiej strony, no niechże skończy się ta moją więź i bycie nie-żoną.
W niedzielę zrobiłam pączki z masą karpatkową - tu muszę jeszcze popracować nad tematem ! Spieszyłam się, ciasto rosła zbyt krótko i niestety, wyszły buły. Pojechaliśmy do mamy na obiad. Święconą podzieliliśmy się na końcu, wszyscy wzruszeni życzeniami.
Ig we wszystkie wieczory brał auto i spotykał się ze znajomymi, a ja słuchałam audiobooka.
W poniedziałek razem z mamą pojechałyśmy do Domu Opieki. Tata był w wyjątkowo dobrej formie. Akurat zjadł zupę więc podałam mu drugie danie. Ucieszyłam się, że jest zdecydowanie silniejszy i chyba trafiłyśmy w najlepszy czas jego aktywności.
Po południu spędziłam trochę czasu z Ig., ale przygnębiła mnie nasza rozmowa. Boję się, że on okopie się w stanie rozmełania, wycofania, takiej stagnacji i gnuśnienia. Odwiozłam go do autobusu, a wieczorem wpadłam do B. i L. Zadzwoniła do mnie kuzynka, że zmarła córka mojego chrzestnego i pogrzeb jest we wtorek, a w emocjach nikt wcześniej nie pomyślał, żeby mnie zawiadomić.

Wyszłam z pracy wcześniej i pojechałam w zamieci piaskowej !!! do M na pogrzeb 33-letniej kuzynki. Prawie jej nie znałam, ze względu i na odległość, różnicę wieku, jak i luźne relacje rodzinne, ale bardzo włączyły się moje emocje związane z Ig, zrozumienie bólu rodziców. Ostatnim utworem, który wybrzmiał na cmentarzu był Every Breath You Take. Chciałam wracać do O, ale rodzina namówiła mnie, żebym została na stypie. Przyznam, że ciągnie mnie do nich jakaś atawistyczna potrzeba stada, odcięta przed laty przez moją mamę. To było pomimo okoliczności dobre, przegadane, ciepłe popołudnie. Pod koniec uczestnicy mogli obejrzeć pokaz slajdów ze zdjęciami M. Mocny, wzruszający moment, chyba najlepszych chwil z jej życia.
Po powrocie do O poszłam do br2 ale niewiele zrobiłam. Pękała mi głowa, czułam zawroty. Obawiam się tej kumulacji zmęczenia.

Wysłuchałam "1945. Wojna i pokój", "Złotą klatkę", "Kieślowski. Zbliżenie" i "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet".

Magdalenę Grzebałkowską lepiej mi się słucha, niż czyta. Przez Beksińskich nie przebrnęłam. "1945..." uświadomiła mi coś, nad czym nigdy wcześniej nie zastanawiała się i przyjęłam koniec wojny jako jakąś konkretną datę. Wojna - ciach - koniec wojny - pokój ! bez fazy przenikania, przesiedleń, armii radzieckiej, partyzantów czy żołnierzy wyklętych (jakkolwiek niejednoznacznych). Ogromu dramatu, który niesie wojna, kotła, w którym przez kolejne dziesięciolecia jeszcze się gotuje... 

"Złotą klatkę" po ostatnich audiobookach potraktowałam rozrywkowo, zresztą jak można inaczej :) W "Sadze o Fjallbackce" podobały mi się zbrodnie i lektor, za to do granic możliwości lub niemożliwości irytowała swą infantylnością główna bohaterka, Erika. Dałam radę wysłuchać chyba 2 tomy, toteż Faye jako postać i tak wydała mi się jakaś sensowniejsza, natomiast fabuła z jednej strony wydumana, a z drugiej nie stanowiąca niczego odkrywczego. No taka wydmuszka.

"Kieślowski. Zbliżenie". Gdyby nie eM. nie zdecydowałabym się na tę książkę. KK, którego widziałam w wywiadach zawsze mnie odstręczał, był obcesowy i nadęty. Jego filmów nie lubiłam, choć ceniłam. I tu na początku też utwierdzałam się w swoich odczuciach. Ale im dalej, tym bardziej zobaczyłam, że to był bardzo skomplikowany człowiek nie dający się przyszpilić i jednoznacznie zakwalifikować, oblepić łatkami i cześć. Polubiłam go i zrozumiałam zarówno jako człowieka jak i artystę. Pewnie to całokształt; praca autorki - Katarzyny Surmiak-Domańskiej i lektora - Artura Barcisia - nie wyobrażałam sobie, że książka biograficzna może tak głęboko poruszać i wywoływać wielokrotnie wzruszenie i śmiech.

Postanowiłam odetchnąć i posłuchać cykl Millennium. Kiedyś czytałam pierwszy tom, więc przypomniałam go sobie, a teraz zaczęłam część drugą i docieram do momentu, w którym skończyłam przed laty czytać.

poniedziałek, 8 kwietnia 2019

G./23 [26.03-07.04.2019]

Na Lubimy Czytać w "Ślepowidzeniu" i 2 częściach trylogii Cixin Liu wyzerowałam ocenę, bo tak naprawdę ocenić tych książek jako całości nie potrafię. Nie rozumiem części naukowej, która we wszystkich trzech zajmuje 2/3 a może 4/5 pozostawiając mały/marny kawałek literacki. W międzyczasie wysłuchałam "Dom bez klamek", "Roztopy", "Królestwo" i teraz kończę "Farmę blond".  Cykl o Ninie Warwiłow podobał mi się, a jeszcze bardziej sam Autor. Powrót do klimatów i okoliczności "Króla" jest mi bliski, kilkukrotnie ściskało mnie za gardło i serce "oglądanie" wojny z perspektywy Ryfki. Przy Emilii po prostu płakałam. Zaskoczył mnie Szczepan Twardoch tą końcówką nie w sensie fabuły, w sensie emocji.  Może wreszcie mam życiowo na koncie wystarczającą ilość cierpienia, by móc mierzyć się z okresem wojny, skoro sięgnęłam po książkę Piotra Adamczyka. Wstrząsa mną, szokuje i zmusza do myślenia jakim człowiekiem byłabym, gdybym musiała konfrontować się z takimi dramatycznymi wyborami. Ale nie muszę, więc wywlekam się na światło, słońce, ciepło, oglądam piąty sezon "Grace i Frankie", tulę kota, smażę placki ziemniaczane, zmieniam się w coraz większą puchatość i konfrontuję się z własną bezradnością w zakresie jedzenia, którego jestem niewolnikiem. Żebym chociaż była szczęśliwa (no chyba, że jestem, a nie wiem)... a czuję jak wisi nade mną niepewność, coraz gorsza perspektywa z tatą, coraz bardziej męcząca relacja z mamą, aż iskrzy od złośliwości, nawracający, realny strach o Ig.

wtorek, 26 marca 2019

G./22 [19-25.03.2019]

Mam wrażenie, że emocje wreszcie opadają, a może doszłam do granicy swojej wytrzymałości, gdy jest coś w rodzaju beznamiętności, pogodzenia, czy jak na tym obrazku, cieszenia się z tego, co jest.



To, co daje mi poczucie bezpieczeństwa, praca, br1 i br2 przeplatają się ze sobą w ramach cyklu rozliczeniowego.

Tata od środy jest z powrotem w Domu Opieki. Niestety, wbrew zapowiedziom lekarzy nie dostał rehabilitacji domowej i obawiam się, że zostanie przykuty do łóżka. W niedzielę byłyśmy z mamą w ośrodku, tata wygląda dużo lepiej niż w szpitalu, kontaktuje nie gorzej niż przed operacją, wykazuje się siłą, próbuje podnosić, ale jest w tym tak bezbronny jak dziecko.

W weekend miałam w domu Ig i Iz :) Jestem zdziwiona tym, co dzieje się ze mną w stosunku do tej dziewczyny, bo zaczęłam traktować ją jak swoje dziecko ! Widzę ile w niej troski i zapatrzenia w mojego syna i cała mięknę. Cóż, moja miłość ewidentnie wyraża się w jedzeniu, zrobiłam rybę po grecku, żeberka po amerykańsku, pierogi z kapustą i grzybami, upiekłam udka z kurczaka, szarlotkę i usmażyłam całą furę pączków z wiśniami i kremem karpatkowym. W sobotę byliśmy na obiedzie u mojej mamy. Był taki moment, gdy Ig siedział na kanapie, moja mama trzymała go za jedną rękę, Iz za drugą, a ja stopą trzymałam jego stopę. Trochę to zabawne, a trochę rozpaczliwe. Została mu bruzda na szyi. Może za mało czasu minęło, ale chyba będzie blizna...

Zakochałam się w cieście drożdżowym ! Wyrośnięte pączki są tak lekkie i puchate, jakby nic nie ważyły. Przeżywam prawdziwą rozkosz, gdy miętolę to ciasto, wypycham pęcherzyki powietrza, zawijam wiśnie, a potem leciutkie wkładam do gara z rozgrzanym olejem !

W międzyczasie przesłuchałam drugą część "Sierżanta Cuff`a" -  co jest rzadkością - lepsza od pierwszej; "Wielkie kłamstewka", równie dobre jak serial, tyle, że z innym zakończeniem (lub inne zapamiętałam), "Księgobójcę " urzekł i wchłonął mnie smutek, a książkę uważam za kompletną pod każdym względem, a teraz zaczęłam "Ślepowidzenie" rekomendowane prze R - choć recenzje na Lubimy czytać nie zachęcają.

poniedziałek, 25 marca 2019

eM./18 [25.03.2018]

Chwiejność moich nastrojów przeraża mnie. O świcie budzę się i dosłownie trzęsę ze strachu, w południe wychodzę na słońce, na wiatr, idę 5 kilometrów i wierzę, że wszystko jednak poukłada się, a patrząc na pączki na drzewach to wręcz popadam w euforię. I mam wrażenie, że ani lęk, ani euforia nie są stanami emocjonalnie adekwatnymi do sytuacji.
Z moich ambitnych planów czytania książek z biblioteki wyszło wielkie nic, podobnie jak z doczytaniem kilkunastu stron książki, którą powinnam zrecenzować jakiś miesiąc temu. Jedyna aktywność na jaką znajduję w sobie chęci to praca, projekty i słuchanie audiobooków. Boli mnie żołądek więc wróciłam do sprawdzonej metody picia siemienia lnianego. Czuję się jak własny więzień, a nie pomaga fakt, że ów więzień tkwi w celi mimo otwartych drzwi... Mam tak wiele pretensji do siebie, że aż chciałabym umieć czasem poobwiniać kogoś, los, cokolwiek zamiast wciąż nosić ten emocjonalny, pokutny wór. 
Dość samobiczowania. Czasem nawet mnie coś wychodzi. L. zawiózł ostatni ocalały kawałek sernika do Jacka. W pracowni była jackowa żona, spróbowali i stwierdzili, że sernik lepszy niż z La Ruiny. Uznaję więc, że był po prostu niesamowicie smaczny:) Ucieszyły mnie takie słowa płynące od kogoś profesjonalnie zajmującego się piekarnictwem.
Nałożyłam hennę na włosy. Tym razem dodałam cynamon, żeby zgasić i nieco ochłodzić żółte tony, które wybijają na moich siwych włosach. No i wyszedł bardzo ładny rudy, taki zgaszony jak chciałam. Poza tym... uwielbiam ten pohennowy efekt pogrubionych włosów. I pohennowy zapach ziół długo utrzymujący się na włosach. W tej materii jestem wyjątkiem, bo wciąż na grupach i forach natykam się na pytania, jak zniwelować ten zapach:)

Dawno nie było o zapachach, prawda?
W sobotę wyjęłam z szuflady z próbkami i odlewkami (tak, mam osobną szufladę na kolekcję) fiolkę z kilkoma mililitrami zapachu, którego chyba jeszcze nie testowałam. Przez wielu uznawany za szczyt sztuk perfumeryjnej, najdoskonalszy zapach świata. Długo odwlekałam spotkanie w obawie, że nie będę umiała docenić tej sławy, legendy i kunsztu. I coś w tym jest, że ta kompozycja mnie jednocześnie uwodzi, ale i przytłacza. Pierwszą nutą jest gęsty, rumowy trunek z suszonymi owocami, dosłownie czuć i lepkość, i słodycz, i alkohol. I to pierwsze wrażenie bardzo mnie zniechęca - dla mnie jest za mocno, za ciężko, za gęsto. A po dwóch godzinach wychodzi cudowna nuta przyprawowego goździka i cynamonu, położona na mojej absolutnie ukochanej, drzewnej nucie sandałowca. I mogłabym je pokochać tylko dla tej ostatniej, przyskórnej i bardzo trwałej nuty. Ten ostatni akord jest naprawdę cudowny - orientalny, kojący, ciepły a przy tym lekki i taki intymny.